sobota, 2 kwietnia 2016

Rozdział 2 "Życie jest za krótkie, żeby cały czas być grzecznym"

MUZYKA
___________________________

 Weekend minął szybko. Bardzo szybko. Rebekah z Ros szykowała się do szkoły. Wstały bardzo wcześnie, aby wypić trochę krwi i ubrać się. Półgodziny zajęło obydwu dziewczynom wybieranie ubrań.
 W końcu Rosario zdecydowała się na szorty i czarną koszulę. Do tego założyła botki z ćwiekami i kurtkę. Rebekah natomiast ubrała brązową sukienkę, buty na koturnie oraz kurtkę.
 - Bex! Pięknie wyglądasz - pochwaliła Ros.
 - Gdzie tam. Ty piękniej - odparła starsza Mikaelson.
 - Obie wyglądamy równie pięknie. Możemy iść.
 - Oczywiście!
 Złapały swoje torby i wyszły z willi. Wsiadły do samochodu i ruszyły. Do nowej szkoły. Do nowych ludzi. Do nowego życia.
 Zaparkowały na szkolnym parkingu obok jeepa. Wysiadły z samochodu.
 Kiedy szły w stronę szkoły kilku chłopaków odwróciło się za nimi, a one nie zwracały na to uwagi.
 - Co masz pierwsze? - zapytała Bekah, wkładając część książek do szafki.
 - Historię.
 Blondynka uśmiechnęła na wspomnienie lekcji z Alariciem.
 - Też mam.
 Do klasy weszły równo z dzwonkiem. Na samym tyle klasy były akuratnie dwa wolne miejsca, które zajęły.
 I zaczęły słuchać nawijania nauczyciela. Mówił o XVII wieku. o powstałych wówczas miastach, ale zapomniał o jednym...
 - Panie profesorze, zapomniał pan o Nowym Orleanie - oburzyła się Rebekah.
 - Ach tak? To proszę powiedz mi kto założył Nowy Orlean i podaj jego francuską nazwę, panno Mikaelson
 - Mówi się, że miasto założył Jean-Baptiste Le Moyne de Bienville, ale istnieją legendy mówiące o tym, że miasto założyły wampiry. Co okazuje się bzdurą, bo przecież wampiry nie istnieją - Rebekah uśmiechnęła się. - A francuska nazwa brzmi La Nouvelle-Orleans.
 - Imponująca wiedza panno Mikaelson.
 - Dziękuję.
 - Wracając do tematu lekcji... - i znowu zaczął nudzić.
 - Ric był lepszy - szepnęła do Ros.

 Nadeszła przerwa na lunch. Mikaelson nie potrzebowały jedzenia, więc piły tylko krew z metalowych butelek.
 Do Rosario ciągle uśmiechał się Jackson. W końcu podszedł do dziewcząt.
 - Mogę się przyłączyć? - zapytał przymilnie.
 - Tak, jasne - zachęciła Rebekah.
 - Twoja odpowiedź na historii... Skąd znasz francuski? - chłopak naprawdę zachwycił się.
 - Dużo podróżowałam. Głównie przez jednego z braci. Ale to było za nim poznałam Ros.
 - Muszę dodać, że także podróżowałam. Ale to przez tatę. Jest jak dzieciak.
 - Rozumiem... - ale przerwała im Lydia z Alison i Scott'em.
 - Możemy się dosiąść? - w ustach Lydii nie zabrzmiało to jak pytanie.
 - Jak chcecie - odparła Rebekah.
 Usiedli. Lydia spojrzała na Jacksona zimnym spojrzeniem.
 - No co?
 - Nic - westchnęła.
 I od tamtej pory rozmowa zbytnio nie kleiła się. Ale pod koniec lunchu Rebekah z Lydią zaczęły rozmawiać o ubraniach, a Ros się wyciszyła. Moda nie była ulubionym tematem jej rozmów.

 - To co robicie dzisiaj wieczorem? - zapytał Scott, kiedy wychodzili, po skończonych zajęciach, ze szkoły
 - Chyba nic... - blondynka się zawahała.
 - Robimy włam do szkoły. Może się przyłączycie?
 - O której? - dopytała Rosario.
 - Jak tylko się ściemni - odparł Jackson.
 - Chyba się nie boicie? - zakpiła Lydia.
 - Nie - rzuciła krótko Ros i wsiadła do samochodu.
 - Co z nią? - zapytał Stiles.
 - To po ojcu, zapewne - zamyśliła się Bex - do zobaczenia - i także zniknęła w aucie.
 Spojrzała na brunetkę. Od piątku zachowywała się dziwnie. Jak nie ona, choć znała ją od ponad miesiąca.
 Nagle zrobił się korek. Przeraźliwie długi.
 - Co do cholery?! - Pierwotna uderzyła w klakson.
 Ciemnooka wyszła z samochodu sprawdzić co się dzieje. Na samym przedzie stał jeep Stilesa. A przed jeep'em...
 - Derek - szepnęła i podbiegła do chłopaków - co się stało?
 - Nie wiem. Chyba jakieś zakażenie - panikował Stilinski.
 - Zabierz go do samochodu i zawieś do kliniki weterynaryjnej. Przyjadę tam za chwilę i coś wymyślimy.
 Chłopak zrobił taj jak poleciła mu brunetka. Kiedy odjechali, cała reszta samochodów zaczęła odjeżdżać. Kiedy mijał ją samochód Rebekhi, ta spojrzała na Rosario zdziwiona, ale pojechała dalej.
 - Będą kłopoty jak nic - szepnęła Ros i w wampirzym tempie pobiegła do kliniki.
 Jeszcze nie było jeepa Stilesa, więc hybryda przyszykowała stół i narzędzia oraz rękawiczki, aby chronić się przed działaniem tojadu.
 - Boże jak on ciężki! - stękał Stilinski.
 - Dawaj go na stół - rozkazała zimnym tonem Mikaelson.
 Kiedy już leżał, dziewczyna obejrzała jego ramię. Było mocno zakażone. Srebro z tojadem jak nic. Zwykła transfuzja krwi by nie wystarczyła.
 - Stiles, podejdź tu - zawołała chłopaka. Spojrzała mu w oczy - odejdź stąd. Powiesz Scottowi, że pomogłeś Derekowi, ale zapomnisz, że brałam w tym udział - zahipnotyzowała go.
 Jak tylko wyszedł spojrzała na Hale'a.
 - Do dzieła - szepnęła.
 Wbiła swoje kły w jego ranę.
 Jej pierwsze odczucie? Ból spowodowany ciężkością i zatruciem jego krwi. Zatrutą krew było strasznie trudno pić.. Postarała się to zignorować. Potem poczuła się dziwnie. Nie sprawiało jej to przyjemności, choć pomimo obecności tych świnstw.
 Gdy tylko skończyła podała chłopakowi trochę swojej krwi. Był przytomny.
 - Wszystko w porządku. Nie ma już rany - szepnęła, odgarniając mu włosy z twarzy - zapomnisz, że ci pomogłam. Zgodzisz się z wersją Stilesa.
 Zahipnotyzowanie Dereka także nie poprawiło jej humoru. Raczej go popsuło.
 Zaprowadziła wilkołaka do jego spalonego domu w lesie. Następnie wróciła do willi.
 - Pachniesz krwią - zmarszczyła nos Rebekah.
 Córka Kola spojrzała na koszulę. Na czarnym materiale były jeszcze ciemniejsze plamy. Z krwi.
 - Aha. Nie zauważyłam. Pójdę się przebrać - powiedziała sennym głosem.
 - Co się stało? - zapytała troskliwie Bex.
 - Pomogłam komuś wypijając jego krew. I nie czuję się z tym dobrze.
 - Jeśli kogoś lubisz i musisz wypić krew wbrew jego woli to zawsze będziesz się tak czuć. Nie zależnie od twoich intencji - pocieszała ją - nigdy tego nie czułaś?
 - Nigdy nie lubiłam kogoś z kogo mogłabym wyssać krew.
 - Pewnie Kol bardzo się o ciebie troszczył - uśmiechnęła się blondynka.
 - Kiedy nie był sztyletowany, to tak.
 - Jak to możliwe, że dopiero teraz cię poznaliśmy?
 - Znam magię. Potrafię zamaskować swój zapach, moje emocje, czy wspomnienia.
 - Czy teraz też się maskujesz, hm?
 - Nie, nie martw się - zaśmiała się i poszła do siebie.
 Rebekah Mikaelson zawsze potrafiła poprawić jej humor.

 Zaczynało się ściemniać. Rebekah pojechała razem z swoją bratanicą do szkoły. Tylko, że zaparkowały trochę dalej na wszelki wypadek, bo samochód mógłby zostać uszkodzony.
 Kiedy stały już pod szkołą nadjechał jeep Stilesa razem te Scottem i samochód Jacksona wraz z Lydią i Allison.
 - Ale będzie zabawa - zatarł ręce Stilinski.
 - Polemizowałbym - Derek Hale zjawił się jakby znikąd.
 - Nie zapraszaliśmy cię tu - warknął Jackson.
 - Nie obchodzi mnie to. Znikajcie stąd...
 Przerwało mu wycie i wtargnięcie wilkopodobnego stwora na parking.
 - Do środka już! - krzyknął Scott.
 W tej chwili Bex i Ros zapomniały kim są. Człowiecze odruchy dały o sobie znać i pobiegły w stronę szkoły. Derek je przepuścił i zamknął drzwi.
 - Dajcie coś - rozkazał Derek - już!
 Jackson znalazł jakiś łańcuch i podał go Hale'owi. Brunet obwinął go kilka razy wokół klamek i zabezpieczył.
 Ros cicho szeptała zaklęcie, ale ono także nie powstrzyma wilkołaka.
 - Musimy się ukryć - szepnęła Lydia.
 - Najlepiej tam gdzie nie ma okien - Rebekah oprzytomniała.
 - Racja - poparł ją Derek.
 Pobiegli szybko do szatni, ale drzwi były zabarykadowane.
 - Co do cholery - warknęła Rebekah nie mogąc otworzyć drzwi.
 "- Werbena. Osłabia nas i nasze zmysły, ale jest jej za mało by nas poparzyć" - odezwała się w umyśle Pierwotnej Rosario.
 Usłyszeli jak drzwi od szkoły zostają wyrwane.
 - Moja głowa - jęknęła Rebekah i zemdlała.
 - Bex?! - krzyknęła Ros.
 Cholerna werbena!
 - Co jej jest? - zapytała przerażona Allison.
 - Nie ważne! Ma ktoś telefon? - hybryda starała się zapanować nad sobą.
 - Ja mam - Stilinski wyciągnął urządzenie.
 - Zadzwoń na policję.
 - I mamy wpakować się w kłopoty? - zaoponował Stiles,
 - No dzwoń do jasnej cholery! - krzyknął Jackson.
 - Halo? Tato jesteśmy w szkole. Grozi nam niebezpieczeństwo. Ktoś chce nas zabić i jedna dziewczyna zemdlała - Stilinski słuchał przez chwilę. Kiedy skończył rozmawiać schował telefon do kieszeni.
 Zdawało im się, że czekali w tej szkole wieczność.
 - W coś ty się wpakował, synu - powiedział szeryf, kiedy ich znalazł - a co do was, to trzeba zadzwonić do waszych rodziców. A pana panie Hale muszę zamknąć na 48h.
 Zostali wyprowadzeni na zewnątrz. Rebekahą zaopiekowali się ratownicy i przebadali ją. Nic poważnego jej nie było, więc nie została zabrana do szpitala.
 - Elijah mnie zabije - szepnęła zrozpaczona Rebekah.
 - Za bardzo cię kocha by to zrobić - pocieszała ją Rosario.
 - Kol też mnie zabije - histeryzowała Pierwotna.
 - Mam taką ochotę, ale jednak nie - obydwaj bracia Mikaelson, o których wspomniała Rebekah pojawili się.
 - Tata? - Ciemnooka rzuciła mu się na szyję - to było straszne.
 - Wiem. Już spokojnie - Kol głaskał córkę po plecach.
 - Rebekah - westchnął Elijah - mam nadzieję, że wyjdziesz z tego stanu psychicznego, ponieważ wolę cię wesołą - ściągnął swoją marynarkę i zarzucił siostrze na ramiona.
 Cała reszta przyglądała im się dopóki ich rodzice nie przyjechali.
 Allison dostała ostry szlaban, tak samo jak Lydia, Scott i syn szeryfa. Jackson dostał tylko lekkie upomnienie
 - Gdzie wasz samochód? - zapytał Kol, biorąc córkę na ręce.
 - Poza terenem szkoły - odpowiedziała mu nadal roztrzęsiona Rebekah.
 - Zabiorę Bex i jej samochód, a ty bracie jedź moim z Ros - zaproponował elegancki wampir.
 - Tak jest! - młodszy Pierwotny zabrał córkę do auta i położył na tylnym siedzeniu.
 - Cześć Davina - szepnęła hybryda.
 - Heeeej - ziewnęła czarownica.
 - Drogie panie jedziemy do rezydencji, bo jest noc i trzeba iść spać! - uśmiechnął się szeroko Pierwotny i ruszył.

1 komentarz:

  1. Jej pierwsza! 💖💖💖💖💖 Rozdział boski! Tylko szkoda że taki krótki 😀

    OdpowiedzUsuń

Od komentowania jeszcze nikt nie umarł ;)