sobota, 23 kwietnia 2016

Rozdział 5 "Siłę zyskujemy wtedy, gdy bardzo kochamy"

MUZYKA
__________________________

Pierwsze co poczuł po przebudzeniu to, że zwisa. Nie mógł zorientować się z czego zwisa. I jeszcze zapach ziemi i korzeni. Z trudem otworzył oczy. Przed sobą ujrzał Scotta zwisającego podobnie jak on z srebrnych łańcuchów. Obrócił delikatnie głowę na prawo i jęknął zszokowany.
 - Nie jęcz. I tak tu zgnijesz - warknęła podirytowana Rosario.
 - Nie przejmuj się. Ona ma już tak od godziny. Chyba - wyjaśnił Scott.
 - Gdzie my jesteśmy?
 - W tunelu tuż pod drzewem gdzie wieszano niegdyś wilkołaki, które czymś zawiniły - odpowiedziała dziewczyna.
 - Przerażające - powiedział Scott.
 - Normalne - odezwali się chórem Hale i Mikaelson.
 - Gdybyś urodził się w rodzinie wilkołaków czystej krwi, wiedziałbyś gdzie jesteś.
 - A gdzie jestem?
 - Na największym cmentarzysku wilkołaków na świecie. Pochowane tutaj stado zostało wyrżnięte przez inne, które także w jakiś sposób zostało zniszczone - wyjaśnił Hale.
 - Ale jak to?
 - Tak to, że jakaś głupia dziewucha się zakochała w chłopaku, który był przyrzeczony innej! I tak rozpętała się największa wilkołacza wojna. Wataha, z której pochodziły dwie dziewczyny zakochane w nim, skazała go na śmierć i powiesiła na tym drzewie co rosło kiedyś ponad nami. A jego wataha się wściekła i zabiła wszystkich zabójców ich członka, a potem całą resztę. Dziewczyna, która nie powinna się zakochać poszła tuż przed rzezią do drzewa ze sznurem. A tak na marginesie, ciała chłopaka nie zdjęli. Zawiesiła sznur obok niego i zabiła się. I koniec love story! - opowiedziała Ros.
 Dalej Ros nic nie mówiła, tylko zastanawiała się jak mają się wydostać. Nawet teraz myślała bardziej o kimś niż o sobie.
 Spojrzała na Dereka. Ponownie przypomniało jej się, że prawie doszło do pocałunku. A wcale nie powinno. I to bolało. Wiedziała, że jeśli będzie odpierać miłość to wejdzie w kolejny ciemny okres, a jeśli się zakocha, to ją to zrani. Tak było już dwa razy. I dwa razy zawód.

 Rebekah chodziła w kółko po salonie i zadawała pytania chłopakom.
 - Dlaczego to nie wyszło?
 - Coś nas odepchnęło z stamtąd. Ale wiemy przynajmniej w jakiej okolicy szukać.
 - Jasne! To tylko przecież cały las do przeszukania! Ale mi okolica - zrzędziła Bekah.
 - To właśnie dlatego jestem gejem - westchnął James - kobiety są zbyt zrzędliwe - dodał.
 - Ja zrzędliwa?! Kiedy znajdziemy Ros tak ci wleje, że nigdy więcej mnie nie obrazisz!
 - Tak samo mówiła Lorraine. I została lesbijką - powiedział James.
 - Uwierz mi, że nie jestem zainteresowana kobietami.
 - Nie obchodzi mnie to. Obchodzi mnie w tej chwili moja Alfa - warknął James i wrócił do studiowania mapy.
 - Ludzie, mam coś! - krzyknął Louis wchodząc do salonu.
 - Mów.
 - W lesie przecież stoi ruina domu Hale'a. A w jej pobliżu jak kiedyś opowiadała Ros jest cmentarz. A pod nim wykryłem tunel, który jest cholernie przepełniony magią, że aż zwróciłem śniadanie - wyjaśnił Lu.
 - Ma to sens. Magia nas odpycha, ponieważ jesteśmy wybrykiem natury. A jeśli oni tam są istnieje prawdopodobieństwo, że Rosario umiera. Bardzo powoli, a Scott i Derek nie, gdyż ich wilkołactwo różni się od naszego i jest w stu procentach naturalne. Ale jeśli ona umrze...
 - ...To my stracimy całą moc- dokończył Louis.
 - Jak to?! - zdziwiła się Mikaelson.
 - Aby być hybrydami musieliśmy się połączyć z naszą Alfą. Chodzi o to, że jak zostanie zakołkowana, poczujemy ogromy ból, taj jakbyśmy się przemieniali. A jeśli zginie, to będzie o wiele gorzej.
 - To nie siedźmy tak! Znajdźmy moją bratanicę - powiedziała Rebekah i wraz z chłopakami wybiegła z posiadłości.

 - Nie to nie tak! - krzyknęła Ros.
 Nikt nie wiedział o co chodzi. Ona po prostu myślała nad sposobami ucieczki i co chwila szarpała łańcuchy.
 - Jesteś bardziej pokręcona od Stilesa - westchnął Scott, patrząc w sufit.
 - No to proszę wymyśl jak mamy stąd uciec!
 - Ja także nie mam pomysłu - przyznał chłopak - a ty, Derek?
 - Nic a nic.
 - Super! Utknęłam z dwójką idiotów.
 - Nie przesadzaj, skarbie.
 - Zamknij się Hale. Boże, ale tata się wścieknie. Jeśli Bekah do niego zadzwoniła, to już pewnie pół Beacon Hills jest martwe.
 - O czym ty mówisz? - zapytał Scott.
 - No właśnie - dodał Derek.
 - Nie. Wasz. Zasrany. Interes.
 - Jak sobie chcesz.
 W tym momencie Ros poczuła silny zacisk na szyi, coś jakby sznur. Zaczęła coraz ciężej oddychać.
 - Co się dzieje?! - krzyknął spanikowany Derek.
 - Powtórka z rozrywki - jęknęła.

 - Słyszeliście to? - zapytał James z uniesionym palcem.
 - Ros - szepnął Lu i zaczął biec.
 Zatrzymał się przed jakąś grotą. Chciał wejść, ale odrzuciło go. W głowie usłyszał szepty.
 - Szepty - powiedział.
 - Szepty zmarłych wilkołaków. Niemożliwe. Przecież tylko czarownice zostają - wyjąkała Rebekah
 - Każdy wilkołaczy duch przejmuje dary nowej Alfy. Niezależnie od tego czy minęło sto lub tysiąc lat. A skoro Rosario jest w pewnej części czarownicą, to ich duchy także, więc zostali.
 - Lorraine - uśmiechnął się Louis.
 - Jesteś tylko ty? - warknął James.
 - Nie. Jest jeszcze Sarah. Ale patroluje las. Macie jakiś pomysł, jak ich wydostać, hm?
 - Wyssać magię?
 - To zniszczy dusze.
 - A w ogóle co te szepty oznaczają? - zagadnęła Rebekah.
 - Są niezrozumiałe dla kogoś z innego klanu. Ale nie dla mnie. Mówią, że mamy mało czasu i nie zdążymy nikogo sprowadzić...
 - Gdzie Scott?! - krzyknął Stiles wbiegając na polanę.
 - Jak się tu znalazłeś? - warknęła Rebekah.
 - Scott ma w telefonie nadajnik.
 - Louis, chyba wiem jak ją sprowokować do wyjścia. Musisz się przemienić.
 - Dlaczego zawsze ja? - jęknął.
 - Nie martw się. Wiem, że potrafisz wrócić migiem do dawnej postaci. Proszę. Kocham cię - James pocałował krótko swojego chłopaka i odsunął się trochę
 Louis zamknął oczy. Krzyknął przeraźliwie kiedy jego kości zaczęły się łamać.

 Ros coraz była bardziej słaba i miała mętlik w głowie. Próbowała coś zrobić, ale nie miała siły się ruszyć. Ani Scott, ani Derek także. Wtem do jej uszu dotarł przeraźliwy i znajomy dźwięk.
 - Lu - krzyknęła.
 W jednej chwili zerwała łańcuchy, to samo robiąc z tymi chłopaków. Migiem wybiegła z tunelu, pokonując tym samym słabość.
 - Wreszcie - jęknął chłopak i powoli jego kości zaczęły wracać na dawne miejsca.
 - Jeszcze raz, a rozszarpię każdego, który przyczynił się do tego pomysłu. Zrozumiano, James - zapytała słodko, unosząc dłoń i łamiąc mu rękę - wiesz, że mam bzika na tym punkcie.
 - Wybacz - syknął z bólu, nastawiając sobie dłoń - ale nie mogliśmy tam wejść.
 - Lorraine, miło cię widzieć. I jak tam wakacje? Gdzie Sarah?
 - Pewnie czeka już na nas. A wakacje były całkiem udane - uśmiechnęła się promienie.
 - Możemy wracać?
 - A co z nami? - krzyknął McCall.
 - Idźcie do domu - mruknęła Lorri*.
 - Popieram - rzekła Ros - migiem wracajmy. Od kilku dni nic nie jadłam. Ale najpierw sprawmy, aby zapomnieli, co się stało.
 Tak, więc czwórka hybryd i Pierwotna sprawili, że każda osoba zamieszana w sprawę zapomniała o niej.
______________________________
*skrót od Lorraine

1150 słów

1 komentarz:

Od komentowania jeszcze nikt nie umarł ;)