__________________
Rosario przez kilka następnych dni nie pojawiała się w szkole. Wolała siedzieć w domu i od nowa ćwiczyć swoją powściągliwość na widok krwi. Zawsze kiedy przez jakiś czas była głodna i wyczerpana traciła kontrolę. Kol nazywał to syndromem rozpruwacza.
- My wychodzimy. Ty zostajesz - powiedziała Rebekah, mając na myśli sobie i cztery wilkołaki z jej watahy, które wychodziły obejrzeć okolicę.
- Ok! Poradzę sobie - uśmiechnęła się na tyle dobrze, że Bex jej uwierzyła i spokojnie wyszła z domu.
No dobra. Może nie zupełnie sobie poradzi. Ale musiała w to wierzyć. Powtarzała to sobie od ośmiuset lat i pomagało.
Wstała z kanapy i poszła do wielkiego, pustego pomieszczenia, w którym była tylko szafa i skrzynia z bronią. Podeszła do nich i wyciągnęła łuk ze strzałami. Pod ścianą ustawiła tarcze strzelnicze.
- Dawno nie ćwiczyłam, ale muszę coś zrobić - szepnęła sama do siebie.
Wystrzeliła pierwszą strzałę. I kolejną i koleją aż zabrakło jej ich. Wszystkie trafiły do środków.
- Nigdy nie widziałem u kogoś takiej niezwykłej precyzji - usłyszała za sobą.
Odwróciła się i przyjrzała mężczyźnie.
- Ktoś ty? - zapytała gniewnie
- Peter Hale. Wujek Dereka. Alfa.
- Zabiłeś jego siostrę, a swoją siostrzenicę. Jesteś potworem.
- Nie gorszym niż ty, córko Pierwotnego.
- Jesteś psychicznie chory.
- Może, może nie. Zależy jak na to spojrzeć.
- Czego chcesz?
- Nie wtrącaj się póki się nie zemszczę się do końca
- Nie rozumiem - przyznała szczerze Rosario.
- Musiałem zabić Laurę by zostać Alfą. I chcę się zemścić na Argentach za podpalenie mojego domu. I nic mi nie przeszkodzi. Nic!
- Wyjdź stąd. Jeśli jeszcze raz cię zobaczę nie wiem czy przeżyjesz - warknęła i magią wyrzuciła go z domu.
- Ros dalej się źle czuje? - zapytał Stiles Rebekhi.
- Złapała ją jakaś dziwna chandra. Za kilka dni jej przejdzie - uśmiechnęła się delikatnie.
- Ros nie wydaje się być taką osobą miewającą depresje czy inne choroby psychiczne.
- Akuratnie chandra chwyta ją, kiedy jej się nudzi.
- Chyba jak każdego.
W tej chwili zadzwonił dzwonek.
- Pogadamy później - pożegnała się Mikaelson i poszła w stronę swojej klasy.
Stiles ruszył na piętro. Miał dziwne przeczucie, że czegoś w tej historii brakuje. To znaczy, że śnią mu się bardzo dziwne rzeczy, jakby brał w nich udział, ale tego nie pamięta. Chciał powiedzieć nawet o tym Scott'owi, ale i bez tego jego kumple miał sporo problemów.
Wszedł do klasy o dziwo przed nauczycielem. Usiadł w swojej ławce i wyjął książki.
- Ej, Stiles - szepnął Scott - co się dzieje?
- Nic.
- Naprawdę?
- Tak.
- Witajcie! Dzisiaj porozmawiamy o... - zaczął nauczyciel.
Rebekah! Rebekah Mikaelson! Gdzie jesteś?! Nie ukrywaj się! I tak ci nikt nie pomoże!
Pierwotna nagle zerwała się z łóżka. Nie wiedziała czemu to się jej śniło. Była sama w ciemności, a Eva Sinclair wołała do niej tak jak kilka miesięcy temu.
Zapaliła światło i obejrzała się w lustrze. Jej blond włosy były w strąkach, a twarz pokryta potem. Westchnęła ciężko i oparła dłonie o blat. Jeszcze raz spojrzała w lustro. Zamiast siebie ujrzała Evę. Szybko zamrugała i ponownie była tylko ona w lustrze.
Rosario biegła przez las. Dopiero co zaczynało świtać, ale najlepiej biegało jej się kiedy wszyscy (no prawie wszyscy) spali. Usłyszała nagle wystrzał z pistoletu. Obejrzała się za siebie. To byli łowcy. Z wampirzą szybkością oddaliła się od nich. Ale niestety wpadła na Dereka.
- Co tutaj robisz? - zapytał gniewnie.
- Biegam - odpowiedziała zadyszana.
- W lesie? O tak wczesnej godzinie?
- Nie twoja sprawa - warknęła.
Chciała odejść, ale złapał ją za nadgarstek.
- Czym jesteś?
- Czymś na pewno jestem - powiedziała tajemniczo i wyrwała się z jego uścisku.
- Nie igraj ze mną.
- Kto powiedział, że igram? - zamruczała i odsunęła się od niego.
- Wiesz kim jestem?
- Chłopakiem, który stracił rodzinę w pożarze.
- Tylko tyle?
- Tylko tyle.
- Tu jest niebezpiecznie. Lepiej odejdź - ostrzegł ją.
- Wiem. Słyszałam wystrzał - wyjaśniła i ruszyła biegiem.
- Wracam dzisiaj do szkoły - oznajmiła córka Kola, kiedy wszyscy jedli śniadanie.
- Jest! Super. Cieszymy się - powiedział Louis.
- Szkoła? Serio? Myślałem, że nie lubisz liceum.
- Jared? Tak szybko wróciłeś? Myślałam, że wrócisz dopiero na święta - Ros uściskała chłopaka.
- Stęskniłem się za moją watahą.
- To ile was jeszcze jest - jęknęła Rebekah.
- To wszyscy. Moje wyjątkowe wilkołaki - zachichotała brunetka.
- Też się zapiszesz do szkoły - zapytała Lorraine, tym razem bez wrogości.
- Nie. To nie moja bajka.
Jared dosiadł się do stołu i wziął sobie jednego tosta. Jadł powoli.
- Zazwyczaj Lorraine warczy na facetów. Czemu na ciebie nie? - zagadnęła Rebekah.
- Jestem jej młodszym bratem - puścił oczko do Pierwotnej - i jedynym mężczyzną, który szanuje jej odmienność.
- Zbierajmy się Ros - powiedziała Bekah, wstając od stołu
- Fuck! Dzisiaj wywiadówka - warknęła Ros - muszę zadzwonić do taty.
- Ja wybieram Elijahę. Jest o wiele łagodniejszy od Nika.
- Jak dobrze wiecie dzisiaj wywiadówka, a za dwa tygodnie bal - trajkotał trener.
Potem zabrali się za lekcję.
Scott się zastanawiał czy będzie mógł przyjść na bal. Bardzo chciał przyjść z Allison. Ale też miał problem z Alfą. Ciągle go ścigał. Wiedział, że jest nim Peter Hale, wujek Dereka, ale nadal go przerażał.
Co się tyczy samego Dereka... ten przyłączył się do swojego wujka.
- McCall! Nie śpij! Ty akuratnie powinieneś słuchać. Twoje oceny nie są zadowalające - powiedział trener wyrywając go z rozmyślań.
- Trochę późno nas powiadomiłyście, ale jesteśmy - rozłożył Kol ramiona i przytulił córkę.
- Wybacz. Miałam dużo na głowie.
- Rozumiem - odpowiedział najmłodszy z braci Pierwotnych - Elijah to my idziemy. Musimy zobaczyć czy nasze panie zasłużyły sobie na bal.
- Rosario jest bardzo pilną uczennicą. Nie ma z nią żadnych kłopotów wychowawczych, poza jednym wybrykiem. To samo tyczy się Rebekhi - mówił nauczyciel.
- Cieszy nas to - powiedział Elijah Mikaelson.
- Nie pokoi mnie tylko to, że mieszkają same. Bez opiekunów.
- Mają aż piątkę dorosłych opiekunów. My jesteśmy tylko ich prawnymi - uśmiechnął się Kol.
- Rozumiem. A skoro dziewczyny mają takie dobre oceny, to mogą iść na bal.
- Musi pani zrozumieć, że w tym roku Scott bardzo się opuścił w nauce i nie może przyjść na bal.
- Ale czy nie może dać pan mu jeszcze jednej szansy? On na pewno się podciągnie.
- Przykro mi, ale nie. Jeśli go zobaczę na imprezie od razu zostanie wywalony z drużyny.
- Oczywiście. Przekażę mu - westchnęła ciężko Melissa.
__________________________
1085 słów
Jak widzicie wkurzyłam się i wynalazłam ten szablon wolny. Przecież pół roku nie będę czekać na szablon. Gadżet z obserwatorami wylądował na samym dole bloga ;)
Do następnej soboty
Jak widzicie wkurzyłam się i wynalazłam ten szablon wolny. Przecież pół roku nie będę czekać na szablon. Gadżet z obserwatorami wylądował na samym dole bloga ;)
Do następnej soboty
Świetny! Więcej Petera!! 💖 a nuech Rosario przesranie wymazywać im pamięć. To wkurzające.
OdpowiedzUsuńSPOJLER
Usuń.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Wszystko sobie przypomną w tej części opowiadania ;)
To dobrze :-)
OdpowiedzUsuń