niedziela, 24 kwietnia 2016

Rozdział 6 "Prawdziwy bieg zaczyna się w momencie, gdy zapominasz, że biegniesz"

MUZYKA
__________________
 Rosario przez kilka następnych dni nie pojawiała się w szkole. Wolała siedzieć w domu i od nowa ćwiczyć swoją powściągliwość na widok krwi. Zawsze kiedy przez jakiś czas była głodna i wyczerpana traciła kontrolę. Kol nazywał to syndromem rozpruwacza.
 - My wychodzimy. Ty zostajesz - powiedziała Rebekah, mając na myśli sobie i cztery wilkołaki z jej watahy, które wychodziły obejrzeć okolicę.
 - Ok! Poradzę sobie - uśmiechnęła się na tyle dobrze, że Bex jej uwierzyła i spokojnie wyszła z domu.
 No dobra. Może nie zupełnie sobie poradzi. Ale musiała w to wierzyć. Powtarzała to sobie od ośmiuset lat i pomagało.
 Wstała z kanapy i poszła do wielkiego, pustego pomieszczenia, w którym była tylko szafa i skrzynia z bronią. Podeszła do nich i wyciągnęła łuk ze strzałami. Pod ścianą ustawiła tarcze strzelnicze.
 - Dawno nie ćwiczyłam, ale muszę coś zrobić - szepnęła sama do siebie.
 Wystrzeliła pierwszą strzałę. I kolejną i koleją aż zabrakło jej ich. Wszystkie trafiły do środków.
 - Nigdy nie widziałem u kogoś takiej niezwykłej precyzji - usłyszała za sobą.
 Odwróciła się i przyjrzała mężczyźnie.
 - Ktoś ty? - zapytała gniewnie
 - Peter Hale. Wujek Dereka. Alfa.
 - Zabiłeś jego siostrę, a swoją siostrzenicę. Jesteś potworem.
 - Nie gorszym niż ty, córko Pierwotnego.
 - Jesteś psychicznie chory.
 - Może, może nie. Zależy jak na to spojrzeć.
 - Czego chcesz?
 - Nie wtrącaj się póki się nie zemszczę się do końca
 - Nie rozumiem - przyznała szczerze Rosario.
 - Musiałem zabić Laurę by zostać Alfą. I chcę się zemścić na Argentach za podpalenie mojego domu. I nic mi nie przeszkodzi. Nic!
 - Wyjdź stąd. Jeśli jeszcze raz cię zobaczę nie wiem czy przeżyjesz - warknęła i magią wyrzuciła go z domu.

 - Ros dalej się źle czuje? - zapytał Stiles Rebekhi.
 - Złapała ją jakaś dziwna chandra. Za kilka dni jej przejdzie - uśmiechnęła się delikatnie.
 - Ros nie wydaje się być taką osobą miewającą depresje czy inne choroby psychiczne.
 - Akuratnie chandra chwyta ją, kiedy jej się nudzi.
 - Chyba jak każdego.
 W tej chwili zadzwonił dzwonek.
 - Pogadamy później - pożegnała się Mikaelson i poszła w stronę swojej klasy.
 Stiles ruszył na piętro. Miał dziwne przeczucie, że czegoś w tej historii brakuje. To znaczy, że śnią mu się bardzo dziwne rzeczy, jakby brał w nich udział, ale tego nie pamięta. Chciał powiedzieć nawet o tym Scott'owi, ale i bez tego jego kumple miał sporo problemów.
 Wszedł do klasy o dziwo przed nauczycielem. Usiadł w swojej ławce i wyjął książki.
 - Ej, Stiles - szepnął Scott - co się dzieje?
 - Nic.
 - Naprawdę?
 - Tak.
 - Witajcie! Dzisiaj porozmawiamy o... - zaczął nauczyciel.

 Rebekah! Rebekah Mikaelson! Gdzie jesteś?! Nie ukrywaj się! I tak ci nikt nie pomoże!
 Pierwotna nagle zerwała się z łóżka. Nie wiedziała czemu to się jej śniło. Była sama w ciemności, a Eva Sinclair wołała do niej tak jak kilka miesięcy temu.
 Zapaliła światło i obejrzała się w lustrze. Jej blond włosy były w strąkach, a twarz pokryta potem. Westchnęła ciężko i oparła dłonie o blat. Jeszcze raz spojrzała w lustro. Zamiast siebie ujrzała Evę. Szybko zamrugała i ponownie była tylko ona w lustrze.

 Rosario biegła przez las. Dopiero co zaczynało świtać, ale najlepiej biegało jej się kiedy wszyscy (no prawie wszyscy) spali. Usłyszała nagle wystrzał z pistoletu. Obejrzała się za siebie. To byli łowcy. Z wampirzą szybkością oddaliła się od nich. Ale niestety wpadła na Dereka.
 - Co tutaj robisz? - zapytał gniewnie.
 - Biegam - odpowiedziała zadyszana.
 - W lesie? O tak wczesnej godzinie?
 - Nie twoja sprawa - warknęła.
 Chciała odejść, ale złapał ją za nadgarstek.
 - Czym jesteś?
 - Czymś na pewno jestem - powiedziała tajemniczo i wyrwała się z jego uścisku.
 - Nie igraj ze mną.
 - Kto powiedział, że igram? - zamruczała i odsunęła się od niego.
 - Wiesz kim jestem?
 - Chłopakiem, który stracił rodzinę w pożarze.
 - Tylko tyle?
 - Tylko tyle.
 - Tu jest niebezpiecznie. Lepiej odejdź - ostrzegł ją.
 - Wiem. Słyszałam wystrzał - wyjaśniła i ruszyła biegiem.

 - Wracam dzisiaj do szkoły - oznajmiła córka Kola, kiedy wszyscy jedli śniadanie.
 - Jest! Super. Cieszymy się - powiedział Louis.
 - Szkoła? Serio? Myślałem, że nie lubisz liceum.
 - Jared? Tak szybko wróciłeś? Myślałam, że wrócisz dopiero na święta - Ros uściskała chłopaka.
 - Stęskniłem się za moją watahą.
 - To ile was jeszcze jest - jęknęła Rebekah.
 - To wszyscy. Moje wyjątkowe wilkołaki - zachichotała brunetka.
 - Też się zapiszesz do szkoły - zapytała Lorraine, tym razem bez wrogości.
 - Nie. To nie moja bajka.
 Jared dosiadł się do stołu i wziął sobie jednego tosta. Jadł powoli.
 - Zazwyczaj Lorraine warczy na facetów. Czemu na ciebie nie? - zagadnęła Rebekah.
 - Jestem jej młodszym bratem - puścił oczko do Pierwotnej - i jedynym mężczyzną, który szanuje jej odmienność.
 - Zbierajmy się Ros - powiedziała Bekah, wstając od stołu
 - Fuck! Dzisiaj wywiadówka - warknęła Ros - muszę zadzwonić do taty.
 - Ja wybieram Elijahę. Jest o wiele łagodniejszy od Nika.

 - Jak dobrze wiecie dzisiaj wywiadówka, a za dwa tygodnie bal - trajkotał trener.
 Potem zabrali się za lekcję.
 Scott się zastanawiał czy będzie mógł przyjść na bal. Bardzo chciał przyjść z Allison. Ale też miał problem z Alfą. Ciągle go ścigał. Wiedział, że jest nim Peter Hale, wujek Dereka, ale nadal go przerażał.
 Co się tyczy samego Dereka... ten przyłączył się do swojego wujka.
 - McCall! Nie śpij! Ty akuratnie powinieneś słuchać. Twoje oceny nie są zadowalające - powiedział trener wyrywając go z rozmyślań.

 - Trochę późno nas powiadomiłyście, ale jesteśmy - rozłożył Kol ramiona i przytulił córkę.
 - Wybacz. Miałam dużo na głowie.
 - Rozumiem - odpowiedział najmłodszy z braci Pierwotnych - Elijah to my idziemy. Musimy zobaczyć czy nasze panie zasłużyły sobie na bal.

 - Rosario jest bardzo pilną uczennicą. Nie ma z nią żadnych kłopotów wychowawczych, poza jednym wybrykiem. To samo tyczy się Rebekhi - mówił nauczyciel.
 - Cieszy nas to - powiedział Elijah Mikaelson.
 - Nie pokoi mnie tylko to, że mieszkają same. Bez opiekunów.
 - Mają aż piątkę dorosłych opiekunów. My jesteśmy tylko ich prawnymi - uśmiechnął się Kol.
 - Rozumiem. A skoro dziewczyny mają takie dobre oceny, to mogą iść na bal.

 - Musi pani zrozumieć, że w tym roku Scott bardzo się opuścił w nauce i nie może przyjść na bal.
 - Ale czy nie może dać pan mu jeszcze jednej szansy? On na pewno się podciągnie.
 - Przykro mi, ale nie. Jeśli go zobaczę na imprezie od razu zostanie wywalony z drużyny.
 - Oczywiście. Przekażę mu - westchnęła ciężko Melissa.


__________________________
1085 słów

Jak widzicie wkurzyłam się i wynalazłam ten szablon wolny. Przecież pół roku nie będę czekać na szablon. Gadżet z obserwatorami wylądował na samym dole bloga ;)
Do następnej soboty

3 komentarze:

  1. Świetny! Więcej Petera!! 💖 a nuech Rosario przesranie wymazywać im pamięć. To wkurzające.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. SPOJLER
      .
      .
      .
      .
      .
      .
      .
      .
      .
      .
      .
      .
      .
      Wszystko sobie przypomną w tej części opowiadania ;)

      Usuń

Od komentowania jeszcze nikt nie umarł ;)