MUZYKA
_____________________
Stiles i Scott przeszukali chyba cały internet i nic nie znaleźli. Byli tak tym zdołowani, że mieli ochotę trzasnąć komputerem o ścianę. Ale komputer nie był niczemu winny.
- Może powinniśmy poszukać tego w nazwiska w bibliotece lub w archiwum Beacon Hills? - zaproponował Stiles.
- Tam pewni też nic nie ma - jęknął Scott.
- Za nim wszystko trafiło do sieci musiało być najpierw spisane w książkach i gdzieś przechowywane - odparł Stilinski.
- Okay. Ale najpierw się prześpijmy. Potem pójdziemy do lasu.
- Po co?
- Muszę się czegoś od Dereka dowiedzieć - wilkołak wstał z krzesła - to do zobaczenia potem - pożegnał przyjaciela i odprowadził go do jeepa.
Kiedy Stilinski wrócił do domu także odpalił swój komputer, ponieważ w drodze do domu, przypomniało mu się, że Ros i Bekah mieszkały w Nowym Orleanie, a tego nie sprawdzili. Przeglądał wszystko. Wiadomości, gazety. Mimo, że chciało mu się spać czytał artykuły i oglądał programy. Prawie już się poddał, ale w ostatniej chwili zobaczył zdjęcie z około lat 20-tych XX wieku. Zamurowało go. Szybko wydrukował fotografię i wybiegł z domu. Ponownie pojechał do swojego przyjaciela.
- Scott! - wydarł się na progu jego pokoju - znalazłem coś!
- Stiles - jęknął wilkołak - miałeś się zdrzemnąć.
- Ale przypomniało mi się, że one mieszkały w Nowym Orleanie! I patrz co mam - podał mu fotkę.
- Rebekah ze znajomymi. I co z tym?
Stiles uderzył się w czoło.
- To zdjęcie pochodzi z początku ubiegłego wieku. Nawet jak na wilkołaki nikt nie zachowałby takiej młodości.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Bo to niemożliwe!
- Zapytajmy Dereka - Scott wstał z łóżka.
- Ale on współpracuje z Peterem!
- Tylko się zapytamy - upierał się McCall.
- Niech ci będzie - zgodził się niechętnie Stilinski,
Jechali jeepem do lasu. Ta sprawa zaczynała obu kumpli bardzo niepokoić. Najpierw Rosario i Rebekah przyjeżdżają do Beacon Hills. Nie czuć od nich zapachu wilkołaka, ani nic podobnego. Potem okazuje się, że Ros jest wilkołakiem i w dodatku Alfą! Ma własną watahę i takie tam. I prawdopodobnie jest starsza od ich rodziców! Nie wiedzieli co o tym już myśleć.
Kiedy dojechali do ruin domu Hale'ów Derek uderzał w drzewo.
Chłopcy wysiedli i zawołali go. Podszedł dość niechętnie do nich.
- O co chodzi? - zapytał prosto z mostu.
- Stiles znalazł to - Scott podał mu wydruk z gazety.
- Rebekah? Kuzynka Ros?
- Ty też nie rozumiesz - westchnął Stiles - to zdjęcie pochodzi z ubiegłego wieku. Dokładniej początków ubiegłego wieku.
Hale zrobił wielkie oczy. Wpatrywał się w zdjęcie zszokowany.
- To niemożliwe - powiedział po chwili - to prawda, że wilkołaki żyją dłużej i starzeją się wolniej niż zwykli ludzie. Ale to niemożliwe, aby zachować taką młodość - oddał im fotografię.
- I co z tym zrobimy? - zapytał młodszy wilkołak.
- Pojedziemy i zapytamy się - odparł Hale i ściągnął kurtkę z drzewa. Szybko zarzucił ją na ramiona - jedziecie jeepem, ja pojadę Camaro - oznajmił i wsiadł do swojego wozu.
Dość w krótkim czasie udało im się dojechać do pięknego domu, w którym mieszkały panny Mikaelson. Stiles zadzwonił do drzwi. Otworzyła im Lorraine.
- O co chodzi? - zapytała chłodno.
- Możesz zawołać Rebekhę albo Ros? - poprosił Scott.
- Ros! Do ciebie. Nie mieszam się w to - krzyknęła i wpuściła ich do środka.
- Słucham - z salonu wyszła brunetka.
Derek bez zbędnych ceregieli pokazał jej fotografię. Jej ciemne oczy rozszerzyły się z przerażenia.
- Rebekah! To zdjęcie! To które wysłałaś Mikaelowi! - szepnęła Rosario.
Znikąd pojawiła się blondynka. Wyrwała Derekowi zdjęcie.
- Skąd to macie? - zapytała wściekle.
- Znikąd - odparł Hale.
Wkurzył tym samym Pierwotną. Z jej ust wyrosły duże kły, oczy zabiegły krwią, a pod nimi pojawiły się żyły. Przygwoździła wilkołaka do ściany i próbowała wbić mu się w szyję.
- Rebekah - krzyknęła Ros i odrzuciła ją od niego.
- Nie było trzeba tego robić! - warknęła Bekah i rzuciła się na swoją bratanicę.
Brunetka odsunęła się szybko. Nie miała ochoty walczyć. Na pewno nie w tej chwili. Więc kiedy wampirzyca ponownie zaatakowała, Ros skręciła jej kark.
- Chyba trzeba wam to wyjaśnić - powiedziała cicho córka Kola - usiądźcie. To trochę potrwa - spojrzała na nich przelotnie.
Derek, Scott i Stiles usiedli na kanapie. Lorri z Sarhą oparły się o drzwi i rozglądały się, Jamie i Lu usiedli na podłodze koło kominka, gdzie także ułożyli "martwą", ale nie martwą Pierwotną.
- Wszystko w porządku? - zapytał Jared, który patrzył z niepokojem na Ros.
- Tak. Tak myślę.
- Chcesz im wszystko powiedzieć? O Mikaelsonach, o tym całym bagnie, w którym siedzimy? - szepnął, patrząc w jej oczy.
- Muszę. I tak w końcu się domyślą. Ale...
- Boisz się o tym mówić wprost. Wiem. To ja powiem - pocałował ją w czoło.
- Możemy zaczynać? - niecierpliwił się Hale.
- Ja będę mówił - oznajmił hardo Jared. Usiadł na fotelu, na przeciw chłopaków. - Znaleźliście fotografię z poprzedniego wieku. I na niej jest Rebekah. Nie bez powodu. Mikaelsonowie są najstarszymi stworzeniami, które żyją...
- To znaczy? - przerwał Scotty.
- To znaczy McCall, że żyją od tysiąca lat. Nieprzerwanie można by powiedzieć - tu uśmiechnął się pod nosem.
- Jared... sztyletowanie to inna lekcja historii - skarciła go lekko ciemnooka.
- Okay. Więc Mikaelsonowie są Pierwotnymi wampirami - powiedział Jared uważnie obserwując reakcję gości.
- Cholera! - krzyknął Stiles i zaczął biec do wyjścia, a za nim Scott.
- Faceci - mruknęła Lorraine i pobiegła za nimi z wampirzą prędkością.
Derek cały czas siedział i próbował przetrawić wszystkie informacje. Musiał przyznać, że było tego trochę za dużo.
- Chyba wystarczy informacji na dziś - odezwała się Rosario, która przez całą opowieść Jareda siedziała obok "martwego" ciała Bekhi.
- Muszę tylko coś wiedzieć - Derek spojrzał prosto w oczy Ros - także jesteś Pierwotną?
- Nie do końca. Mój tata, jest bratem Bekhi oraz Pierwotnym. Moja mama była wilkołakiem. Po niej odziedziczyłam status Alfy i wilkołactwo. Po tacie wampiryzm i magię. I nie zostałam stworzona przez czyjąś krew tylko moją własną. Bo urodziłam się tak jakby jako nie przemieniony wampir.
- Ale co to oznacza?
- Że jestem Hybrydą Heretykiem.
- Jest jeszcze coś o czym powinienem wiedzieć zanim stąd wyjdę?
- Być może kilka razy czyściłam ci pamięć - szepnęła z miną niewiniątka.
- Co?! - był zszokowany.
- James, przywróć pamięć chłopcom. Ja się zajmę Hale'em.
Torres zerwał się z podłogi i poszedł do holu, gdzie Lorraine z Sarhą próbowały uspokoić dwóch kumpli. Za nim spokojnym krokiem poszedł Louis.
- Co mam robić?
- Nic, Derek. Po prostu muszę spojrzeć ci w oczy - podeszła do niego i dotknęła jego policzka - gotów?
- Gotów.
- Pamiętaj - spojrzała mu głęboko w oczy.
Momentalnie przypomniał sobie jak go uratowała przed odcięciem ręki, jak zostali porwani przez łowców oraz wiele innych dość nieprzyjemnych wypadków z jego życia.
- Dlaczego? - zapytał cicho.
- Nie wiem - dobrze wiedziała o co mu chodzi. O uratowanie jego życia.
- Nie rozumiem tego. Przerażasz mnie a jednocześnie fascynujesz.
- Ja też nie - odsunęła się od niego.
- Rosario! My odprowadzimy chłopaków do domu, aby niczego nie wykombinowali. Wrócimy za jakąś chwilę - oznajmił Louis.
- Dobrze. Tylko wróćcie cali - puściła mu oczko.
- Przetrwaliśmy kilka wieków. Przetrwamy i te kilkanaście minut.
Usłyszeli trzaśnięcie drzwi.
- Jak chcesz to możesz iść. Albo się rozgość - mruknęła i zniknęła w głębi domu.
"Albo się rozgość". Postanowił skorzystać z jej zaproszenia. Rozejrzał się po salonie. Przyglądał się obrazom z zafascynowaniem. Były mroczne. I taki właśnie wydawał mu się świat Ros, o którym się dzisiaj dowiedział. Trochę go szokował fakt, że dziewczyna nie jest zniszczona psychicznie.
Nie wiedział, że w pewnym sensie jej zdrowie psychiczne ucierpiało. W dodatku na początku jej nieśmiertelnej egzystencji. Potem zaczęły dochodzić inne tragedie, jak na przykład sztyletowanie jej taty, czy też jej dwie kolejne miłości, z których jedna sprawiła, że zaczęła miewać czarne dni.
Mikaelson siedziała w kuchni i piła krew z metalowego kubka. Nie lubiła pić z woreczków jak Rebekah. Wydawało jej się to obrzydliwe. I nie higienicznie.
- Czyje obrazy wiszą w salonie - Derek wszedł do kuchni i usiadł na przeciw niej.
- Klausa. Brata mojego taty i Rebekhi. Ściślej mówiąc przyrodniego brata.
- Przyrodni brat?
- Długa historia.
- Chyba nie pierwsza taka co nie?
- Masz rację. Nie pierwsza i zapewne nie ostatnia - uśmiechnęła się lekko i pociągnęła łyk z kubka.
- Co pijesz? - Hale robił się zbyt ciekawski.
- A chcesz zwymiotować? - rzuciła mu rozbawione spojrzenie.
- Zaryzykuję - nachylił się ponad blatem stołu i spojrzał jej hardo w oczy.
- Piję coś czerwonego, nieodłącznie związanego z wampirami...
- Niech zgadnę, krew? Czyż tak?
- Tak. Po prostu jestem głodna. A to - potrząsnęła kubkiem - pozwala mi powstrzymać się przed zabiciem ludzi.
- Dlaczego miałabyś zabijać ludzi?
- Jestem drapieżnikiem, Derek. Drapieżnikiem, który musi zabić by przeżyć. W wolnym tłumaczeniu jestem potworem.
- A żałowałaś kiedykolwiek, że kogoś zabiłaś?
To pytanie zbiło ją z tropu.
- Wiele razy - mruknęła.
Złapał ją za dłoń. Ros uniosła głowę.
- I właśnie dlatego nie jesteś potworem. Potwory nie mają sumienia - patrzył w jej oczy.
Nachylili się ku sobie i pocałowali.
Derek natychmiast poczuł metaliczny smak krwi, ale się nie cofnął. Wręcz przeciwnie. Pogłębił pocałunek.
Ale z Rosario było gorzej, choć na początku było przyjemnie. Pod jej oczami zaczęły pojawiać się ciemne żyły, które świadczyły o pragnieniu krwi.
Oderwała się do niego i uciekła do salonu.
- Co się stało? - zapytał wilkołak wyraźnie zmartwiony jej zachowaniem.
- Wyjdź stąd, Derek! Wyjdź! Nie panuję nad sobą - wydyszała.
- Co...?
- Wyjdź! Bo inaczej rozszarpię ci gardło! Błagam wyjdź!
Po kilku sekundach usłyszała trzaśnięcie drzwiami. Ale nadal nie mogła się uspokoić. Podeszła do schodów i wyrwała z nich kawałek poręczy. Wbiła ją w sobie w brzuch. W jednym momencie się opanowała.
Upadła na kolana i zaczęła płakać. Przez jej niestabilność, że nie może z nikim więcej być. Jest niczym tykająca bomba. W każdej chwili może wybuchnąć i stracić kontrolę.
___________________
Ros jest masochistką :D
1674 słów
Wow. Nareszcie znają prawdę!! 😀😀😀
OdpowiedzUsuń