niedziela, 15 maja 2016

Rozdział 8 "Każdy z nas ma w sobie potwora. Trzeba go jedynie obudzić"

 MUZYKA
_____________________

Stiles i Scott przeszukali chyba cały internet i nic nie znaleźli. Byli tak tym zdołowani, że mieli ochotę trzasnąć komputerem o ścianę. Ale komputer nie był niczemu winny.
 - Może powinniśmy poszukać tego w nazwiska w bibliotece lub w archiwum Beacon Hills? - zaproponował Stiles.
 - Tam pewni też nic nie ma - jęknął Scott.
 - Za nim wszystko trafiło do sieci musiało być najpierw spisane w książkach i gdzieś przechowywane - odparł Stilinski.
 - Okay. Ale najpierw się prześpijmy. Potem pójdziemy do lasu.
 - Po co?
 - Muszę się czegoś od Dereka dowiedzieć - wilkołak wstał z krzesła - to do zobaczenia potem - pożegnał przyjaciela i odprowadził go do jeepa.
 Kiedy Stilinski wrócił do domu także odpalił swój komputer, ponieważ w drodze do domu, przypomniało mu się, że Ros i Bekah mieszkały w Nowym Orleanie, a tego nie sprawdzili. Przeglądał wszystko. Wiadomości, gazety. Mimo, że chciało mu się spać czytał artykuły i oglądał programy. Prawie już się poddał, ale w ostatniej chwili zobaczył zdjęcie z około lat 20-tych XX wieku. Zamurowało go. Szybko wydrukował fotografię i wybiegł z domu. Ponownie pojechał do swojego przyjaciela.
 - Scott! - wydarł się na progu jego pokoju - znalazłem coś!
 - Stiles - jęknął wilkołak - miałeś się zdrzemnąć.
 - Ale przypomniało mi się, że one mieszkały w Nowym Orleanie! I patrz co mam - podał mu fotkę.
 - Rebekah ze znajomymi. I co z tym?
 Stiles uderzył się w czoło.
 - To zdjęcie pochodzi z początku ubiegłego wieku. Nawet jak na wilkołaki nikt nie zachowałby takiej młodości.
 - Skąd możesz to wiedzieć?
 - Bo to niemożliwe!
 - Zapytajmy Dereka - Scott wstał z łóżka.
 - Ale on współpracuje z Peterem!
 - Tylko się zapytamy - upierał się McCall.
 - Niech ci będzie - zgodził się niechętnie Stilinski,
 Jechali jeepem do lasu. Ta sprawa zaczynała obu kumpli bardzo niepokoić. Najpierw Rosario i Rebekah przyjeżdżają do Beacon Hills. Nie czuć od nich zapachu wilkołaka, ani nic podobnego. Potem okazuje się, że Ros jest wilkołakiem i w dodatku Alfą! Ma własną watahę i takie tam. I prawdopodobnie jest starsza od ich rodziców! Nie wiedzieli co o tym już myśleć.
 Kiedy dojechali do ruin domu Hale'ów Derek uderzał w drzewo.
 Chłopcy wysiedli i zawołali go. Podszedł dość niechętnie do nich.
 - O co chodzi? - zapytał prosto z mostu.
 - Stiles znalazł to - Scott podał mu wydruk z gazety.
 - Rebekah? Kuzynka Ros?
 - Ty też nie rozumiesz - westchnął Stiles - to zdjęcie pochodzi z ubiegłego wieku. Dokładniej początków ubiegłego wieku.
 Hale zrobił wielkie oczy. Wpatrywał się w zdjęcie zszokowany.
 - To niemożliwe - powiedział po chwili - to prawda, że wilkołaki żyją dłużej i starzeją się wolniej niż zwykli ludzie. Ale to niemożliwe, aby zachować taką młodość - oddał im fotografię.
 - I co z tym zrobimy? - zapytał młodszy wilkołak.
 - Pojedziemy i zapytamy się - odparł Hale i ściągnął kurtkę z drzewa. Szybko zarzucił ją na ramiona - jedziecie jeepem, ja pojadę Camaro - oznajmił i wsiadł do swojego wozu.
 Dość w krótkim czasie udało im się dojechać do pięknego domu, w którym mieszkały panny Mikaelson. Stiles zadzwonił do drzwi. Otworzyła im Lorraine.
 - O co chodzi? - zapytała chłodno.
 - Możesz zawołać Rebekhę albo Ros? - poprosił Scott.
 - Ros! Do ciebie. Nie mieszam się w to - krzyknęła i wpuściła ich do środka.
 - Słucham - z salonu wyszła brunetka.
 Derek bez zbędnych ceregieli pokazał jej fotografię. Jej ciemne oczy rozszerzyły się z przerażenia.
 - Rebekah! To zdjęcie! To które wysłałaś Mikaelowi! - szepnęła Rosario.
 Znikąd pojawiła się blondynka. Wyrwała Derekowi zdjęcie.
 - Skąd to macie? - zapytała wściekle.
 - Znikąd - odparł Hale.
 Wkurzył tym samym Pierwotną. Z jej ust wyrosły duże kły, oczy zabiegły krwią, a pod nimi pojawiły się żyły. Przygwoździła wilkołaka do ściany i próbowała wbić mu się w szyję.
 - Rebekah - krzyknęła Ros i odrzuciła ją od niego.
 - Nie było trzeba tego robić! - warknęła Bekah i rzuciła się na swoją bratanicę.
 Brunetka odsunęła się szybko. Nie miała ochoty walczyć. Na pewno nie w tej chwili. Więc kiedy wampirzyca ponownie zaatakowała, Ros skręciła jej kark.
 - Chyba trzeba wam to wyjaśnić - powiedziała cicho córka Kola - usiądźcie. To trochę potrwa - spojrzała na nich przelotnie.
 Derek, Scott i Stiles usiedli na kanapie. Lorri z Sarhą oparły się o drzwi i rozglądały się, Jamie i Lu usiedli na podłodze koło kominka, gdzie także ułożyli "martwą", ale nie martwą Pierwotną.
 - Wszystko w porządku? - zapytał Jared, który patrzył z niepokojem na Ros.
 - Tak. Tak myślę.
 - Chcesz im wszystko powiedzieć? O Mikaelsonach, o tym całym bagnie, w którym siedzimy? - szepnął, patrząc w jej oczy.
 - Muszę. I tak w końcu się domyślą. Ale...
 - Boisz się o tym mówić wprost. Wiem. To ja powiem - pocałował ją w czoło.
 - Możemy zaczynać? - niecierpliwił się Hale.
 - Ja będę mówił - oznajmił hardo Jared. Usiadł na fotelu, na przeciw chłopaków. - Znaleźliście fotografię z poprzedniego wieku. I na niej jest Rebekah. Nie bez powodu. Mikaelsonowie są najstarszymi stworzeniami, które żyją...
 - To znaczy? - przerwał Scotty.
 - To znaczy McCall, że żyją od tysiąca lat. Nieprzerwanie można by powiedzieć - tu uśmiechnął się pod nosem.
 - Jared... sztyletowanie to inna lekcja historii - skarciła go lekko ciemnooka.
 - Okay. Więc Mikaelsonowie są Pierwotnymi wampirami - powiedział Jared uważnie obserwując reakcję gości.
 - Cholera! - krzyknął Stiles i zaczął biec do wyjścia, a za nim Scott.
 - Faceci - mruknęła Lorraine i pobiegła za nimi z wampirzą prędkością.
 Derek cały czas siedział i próbował przetrawić wszystkie informacje. Musiał przyznać, że było tego trochę za dużo.
 - Chyba wystarczy informacji na dziś - odezwała się Rosario, która przez całą opowieść Jareda siedziała obok "martwego" ciała Bekhi.
 - Muszę tylko coś wiedzieć - Derek spojrzał prosto w oczy Ros - także jesteś Pierwotną?
 - Nie do końca. Mój tata, jest bratem Bekhi oraz Pierwotnym. Moja mama była wilkołakiem. Po niej odziedziczyłam status Alfy i wilkołactwo. Po tacie wampiryzm i magię. I nie zostałam stworzona przez czyjąś krew tylko moją własną. Bo urodziłam się tak jakby jako nie przemieniony wampir.
 - Ale co to oznacza?
 - Że jestem Hybrydą Heretykiem.
 - Jest jeszcze coś o czym powinienem wiedzieć zanim stąd wyjdę?
 - Być może kilka razy czyściłam ci pamięć - szepnęła z miną niewiniątka.
 - Co?! - był zszokowany.
 - James, przywróć pamięć chłopcom. Ja się zajmę Hale'em.
 Torres zerwał się z podłogi i poszedł do holu, gdzie Lorraine z Sarhą próbowały uspokoić dwóch kumpli. Za nim spokojnym krokiem poszedł Louis.
 - Co mam robić?
 - Nic, Derek. Po prostu muszę spojrzeć ci w oczy - podeszła do niego i dotknęła jego policzka - gotów?
 - Gotów.
 - Pamiętaj - spojrzała mu głęboko w oczy.
 Momentalnie przypomniał sobie jak go uratowała przed odcięciem ręki, jak zostali porwani przez łowców oraz wiele innych dość nieprzyjemnych wypadków z jego życia.
 - Dlaczego? - zapytał cicho.
 - Nie wiem - dobrze wiedziała o co mu chodzi. O uratowanie jego życia.
 - Nie rozumiem tego. Przerażasz mnie a jednocześnie fascynujesz.
 - Ja też nie - odsunęła się od niego.
 - Rosario! My odprowadzimy chłopaków do domu, aby niczego nie wykombinowali. Wrócimy za jakąś chwilę - oznajmił Louis.
 - Dobrze. Tylko wróćcie cali - puściła mu oczko.
 - Przetrwaliśmy kilka wieków. Przetrwamy i te kilkanaście minut.
 Usłyszeli trzaśnięcie drzwi.
 - Jak chcesz to możesz iść. Albo się rozgość - mruknęła i zniknęła w głębi domu.
 "Albo się rozgość". Postanowił skorzystać z jej zaproszenia. Rozejrzał się po salonie. Przyglądał się obrazom z zafascynowaniem. Były mroczne. I taki właśnie wydawał mu się świat Ros, o którym się dzisiaj dowiedział. Trochę go szokował fakt, że dziewczyna nie jest zniszczona psychicznie.
 Nie wiedział, że w pewnym sensie jej zdrowie psychiczne ucierpiało. W dodatku na początku jej nieśmiertelnej egzystencji. Potem zaczęły dochodzić inne tragedie, jak na przykład sztyletowanie jej taty, czy też jej dwie kolejne miłości, z których jedna sprawiła, że zaczęła miewać czarne dni.
 Mikaelson siedziała w kuchni i piła krew z metalowego kubka. Nie lubiła pić z woreczków jak Rebekah. Wydawało jej się to obrzydliwe. I nie higienicznie.
 - Czyje obrazy wiszą w salonie - Derek wszedł do kuchni i usiadł na przeciw niej.
 - Klausa. Brata mojego taty i Rebekhi. Ściślej mówiąc przyrodniego brata.
 - Przyrodni brat?
 - Długa historia.
 - Chyba nie pierwsza taka co nie?
 - Masz rację. Nie pierwsza i zapewne nie ostatnia - uśmiechnęła się lekko i pociągnęła łyk z kubka.
 - Co pijesz? - Hale robił się zbyt ciekawski.
 - A chcesz zwymiotować? - rzuciła mu rozbawione spojrzenie.
 - Zaryzykuję - nachylił się ponad blatem stołu i spojrzał jej hardo w oczy.
 - Piję coś czerwonego, nieodłącznie związanego z wampirami...
 - Niech zgadnę, krew? Czyż tak?
 - Tak. Po prostu jestem głodna. A to - potrząsnęła kubkiem - pozwala mi powstrzymać się przed zabiciem ludzi.
 - Dlaczego miałabyś zabijać ludzi?
 - Jestem drapieżnikiem, Derek. Drapieżnikiem, który musi zabić by przeżyć. W wolnym tłumaczeniu jestem potworem.
 - A żałowałaś kiedykolwiek, że kogoś zabiłaś?
 To pytanie zbiło ją z tropu.
 - Wiele razy - mruknęła.
 Złapał ją za dłoń. Ros uniosła głowę.
 - I właśnie dlatego nie jesteś potworem. Potwory nie mają sumienia - patrzył w jej oczy.
 Nachylili się ku sobie i pocałowali.
 Derek natychmiast poczuł metaliczny smak krwi, ale się nie cofnął. Wręcz przeciwnie. Pogłębił pocałunek.
 Ale z Rosario było gorzej, choć na początku było przyjemnie. Pod jej oczami zaczęły pojawiać się ciemne żyły, które świadczyły o pragnieniu krwi.
 Oderwała się do niego i uciekła do salonu.
 - Co się stało? - zapytał wilkołak wyraźnie zmartwiony jej zachowaniem.
 - Wyjdź stąd, Derek! Wyjdź! Nie panuję nad sobą - wydyszała.
 - Co...?
 - Wyjdź! Bo inaczej rozszarpię ci gardło! Błagam wyjdź!
 Po kilku sekundach usłyszała trzaśnięcie drzwiami. Ale nadal nie mogła się uspokoić. Podeszła do schodów i wyrwała z nich kawałek poręczy. Wbiła ją w sobie w brzuch. W jednym momencie się opanowała.
 Upadła na kolana i zaczęła płakać. Przez jej niestabilność, że nie może z nikim więcej być. Jest niczym tykająca bomba. W każdej chwili może wybuchnąć i stracić kontrolę.

___________________
Ros jest masochistką :D

1674 słów

1 komentarz:

Od komentowania jeszcze nikt nie umarł ;)