czwartek, 28 lipca 2016

Rozdział 2 "Jesteśmy odpowiedzialni za to co robimy i za to, czego nie robimy"


Beacon Hills

 Isaac Lahey obudził się na prowizorycznym łóżku w prowizorycznym mieszkaniu Dereka Hale. Nie za bardzo wiedział co tam robił. Dopiero chwilę po przebudzeniu przypomniał sobie wczorajszą noc. Kolacja z ojcem, rana pod okiem, ucieczka i śmierć ojca. Przejechał dłonią po twarzy i westchnął.
 - Isaac, wstawaj. Spóźnisz się do szkoły - powiedział Derek zaglądając do "pokoju" Lahey'ego.
 Dodatkowo Hale rzucił mu torbę z ubraniami.
 Chłopak szybko się ubrał.
 Wszedł do "salonu" czyli wielkiego korytarzu i zobaczył swój plecak z książkami w środku. Chwycił plecach do rąk i zarzucił go na plecy. Wyszedł z budynku i wsiadł na rower. Zapowiada się ciekawy dzień.

 Scott i Stiles pisali test z chemii. Znając Harrisa test był przeraźliwie trudny.
 - Myślisz, że Lydia się znajdzie? - zapytał Stiles odwracając się do Scotta.
 - Na pewno. Nie martw się - odszepnął McCall i skupił się na teście.
 - To sprawdzian, panie Stilinski - powiedział Harris. - Jeśli jeszcze raz usłyszę pana głos, może się to dla pana skończyć kozą do końca pańskiej kariery szkolnej.
 - To tak można?
 - I znów. Twój głos. Naruszył pan jedyny impuls, jaki mogą naruszyć uczniowie. Widzimy się o trzeciej.
 Scott podniósł głowę i chciał coś powiedzieć do Stilesa.
 - Ty też McCall? - zapytał Harris.
 - Nie, proszę pana.
 I wszyscy powrócili do pisania sprawdzianu.
 Stiles był wściekły na nauczyciela. Mieli dziś po szkole szukać Lydii. I co? I teraz musi siedzieć w jakiejś durnej kozie, bo zadał durne pytanie. Życie jest nie sprawiedliwe.
 Na całe szczęście Stiles miał kozę zaraz po treningu lacrosse.
 - Czuję innego wilkołaka - oznajmił Scott w szatni.
 - Może to twój zapach? - zasugerował Stilinski.
 - Nie. Na pewno nie. Ten zapach jest inny.
 - Zapomniałeś, że Derek kompletuje stado?
 - Odnoszę wrażenie, że z Dereka robi się jeszcze większy dupek niż wcześniej - powiedział Scott.
 - To się nie pomyliłeś - zaśmiał się Stilinski.
 - Ruszcie tyłki i na boisko! McCall ty dziś stoisz na bramce. Ruchy, ruchy!
 Wszyscy zawodnicy wyszli na boisko. Scotty stanął na bramce.
 Każdy chłopak, który zaszarżował na bramkę był powalany przez McCalla na ziemię. A ten ich wąchał. Najbardziej zdziwił się temu Danny.
 - Jeśli chcesz się ze mną umówić, to wystarczy powiedzieć - mruknął Danny.
 - Wybacz - powiedział Scott i pomógł mu wstać.
 Następny miał być Jackson, ale ten zrezygnował, więc teraz była kolej Isaaca Lahey. Scott także spróbował go powalić, ale oboje wylądowali na przeciw siebie w przyczajonej pozycji. Obojgu oczy zaświeciły się na żółto.
 - Jesteś wilkołakiem - zdumiał się Scott.
 - Nie mów nikomu - Lahey zerwał się z ziemi poszedł usiąść na ławkę.
 Nagle policja wtargnęła na boisko i zabrała Isaaca.
 - Chodź - powiedział Stiles i pociągnął Scotta do szkoły.
 Kątem oka zauważyli, że Jackson także został wyprowadzony przez jednego z policjantów.
 Chłopcy usiedli na ławce pod drzwiami dyrektora. Scott powtarzał wszystko co usłyszał.
 - Wiedziałem, że Jackson to dupek, ale że aż taki? Egoista pieprzony - oburzył się Stiles, kiedy Scott powiedział mu, że Jackson nic nie zrobił, choć wiedział, że Isaac był bity przez ojca.
 Nagle drzwi od biura dyrektora się otworzyły i wyszła stamtąd policja. Był tam także ojciec Stilesa. Stilinski szybko wziął gazetę do ręki i ukrył za nią twarz.
 - Część Scott - powiedział szeryf do McCalla.
 Pan Stilinski spojrzał z dezaprobatą na syna i ruszył na innymi policjantami.
 - Chodź - Scott pociągnął kolegę za sobą. W ostatniej chwili wyszli na dwór. Właśnie odjeżdżał radiowóz z Isaaciem w środku. Lahey wyglądał na przerażonego.
 Chwilę potem pod szkołę podjechał Derek.
 - Wskakujcie - powiedział.
 - Ja nie mogę - powiedział Stiles. - Mam kozę
 - Olej to - warknął Hale.
 - Nie mogę. To koza u Harrisa.
 - Kiedy skończysz jedź od razu na posterunek. Będę tam czekać. Scott, chodź - powiedział Derek.
 - Nigdzie z tobą nie jadę!
 - Jeśli nie pojedziesz, to Isaac zostanie oskarżony i zamknięty w więzieniu. W jego domu są rzeczy, które mogą wskazać go jako zabójcę.
 McCall przez chwilę się wahał, po czym wsiadł do Camaro Hale'a.
 Migiem znaleźli się w domu Isaaca. Weszli do niego i Alfa kazał Scottowi zejść do piwnicy.
 - Widzisz? - Derek wskazał na starą zamrażarkę w kącie pomieszczenia. - Otwórz ją.
 Scott zrobił to co polecił mu Hale.
 - Skąd możesz mieć pewność, że Isaac nie zabił ojca?
 - Ponieważ ufam swoim zmysłom. Wszystkim. Nie tylko węchowi.
 McCallowi zrzedła mina.
 - Widziałeś trening lacrosse?
 - Jesteś hańbą dla wilkołaków. A teraz patrz na to - wskazał na ślady pazurów.
 - Isaac był trzymany w tym? - za jąkał się Scotty.
 - Za karę.
 - Dlatego go przemieniłeś?
 - Każdy chce mocy. To być może uratowało go na zawsze od takiego okrucieństwa.
 - Zapomniałeś o łowcach... - zaczął Beta.
 - Isaac wie o wszystkim. I nadal tego pragnął.
 - Nie możesz biegać sobie ot tak po mieście i przemieniać ludzi w wilkołaki!
 - Mogę jeśli tego chcą. Zostaniesz tu podczas pełni. Ja jadę po Isaaca. Stiles pewnie skończył swoją kozę - i Hale wyszedł z piwnicy.
 Scott z całej siły uderzył w ścianę.

 - Najtrudniej będzie prześliznąć się przy policjantce... - mówił Stiles.
 - Tym się ja zajmę - oznajmił Derek.
 - Niby jak?
 - Zagadam ją.
 - Ciekawe jak zaczniesz. No dawaj - ponaglił go Stilinski.
 Odpowiedziała mu cisza.
 Derek warknął sfrustrowany i wszedł do komisariatu. Stiles wślizgnął się za nim i ukrył się za filarem.
 - Dobry wieczór - przywitała się policjantka. - W czym mogę pomóc?
 - Hej - Derek błysnął zębami.
"Co Ros widziała w tym idiocie?" myślał Stiles.
 - Hej - odpowiedziała policjantka.
 Ale Stiles dalej nie słuchał. Poszedł do biura swojego ojca, ale po drodze natknął się na policjanta. Ten zmierzył go chłodnym spojrzeniem.
 - Przepraszam... ja się.... tylko rozglądałem..... - przestał się tłumaczyć kiedy w ręce faceta zobaczył strzykawkę.
 Kopnął go w kolano i facet się zachwiał. Podłożył nogę Stilesowi i ten też upadł. Jednakże chłopakowi udało się wcisnął alarm. Derek szybko przybiegł, po drodze nadepnął na strzykawkę. Uderzył faceta w głowę i ten stracił przytomność. Potem oboje spojrzeli na drzwi od celi Isaaca. Były wyrwane z zawiasów.
 Wtem Lahey spróbował zaatakować Stilesa. Derek zaryczał. Chłopak skulił się pod ścianą.
 Kiedy Stilinski podniósł głowę nie było i Dereka i Isaaca.
 - Co do cholery się tu stało? - zapytał jakiś policjant.

 - Znaleźliśmy Lydię Martin - powiedział szeryf synowi, ponieważ ten wiedział, że to dla niego bardzo ważne.
 - Jest cała?
 - Cała i zdrowa. Jutro może wrócić do szkoły.


Tym czasem w Nowym Orleanie...

 Rosario Mikaelson starała się zapanować nad rządzą krwi. Była właśnie w klubie razem z ojcem i Daviną. Kol nie chciał zostawić jej samej w domu. Wolał ją mieć na razie blisko siebie.
 Właśnie w tej chwili Kol i Davina tańczyli razem na parkiecie. Pierwotnemu nie za bardzo podobały się klubowe rytmy, ale dzielnie to znosił dla swojej ukochanej.
 Ros bardzo chciała zabić faceta, który się do niej przystawiał, ale zbywała go za każdym razem. W końcu nie wytrzymała i warknęła na niego.
 - Spieprzaj ode mnie - zahipnotyzowała go i odepchnęła od siebie. - Wszyscy faceci to idioci.
 Oparła się o ścianę i westchnęła.
 "Za dużo ludzi. Za dużo krwi"
 Już pod jej oczami pojawiały się ciemne żyłki, kiedy usłyszała ryk. Ryk Alfy. Ryk Dereka.  Dziewczyna wybiegła na zewnątrz i zaczęła się rozglądać.
 - To nie możliwe. Nie ma go tu - szeptała sama do siebie. - Nie ma go tu.
 Komórka zaczęła wibrować w kieszeni jej dżinsów. Wyciągnął ją i sprawdziła numer. Był to Derek Hale. Odebrała połączenie.
 - Ros? Czy coś się stało? Dzwoniłaś - odezwał się Derek.
 - Nic się nie stało. To ty dzwoniłeś - Mikaelson zmarszczyła brwi.
 - Nie ważne. Co tam u ciebie? - zdawało się, że w jego głosie usłyszała troskę.
 - Nic. Nic poza denerwującymi facetami na imprezie.
 - Jesteś na imprezie? Czemu mnie nie wzięłaś? - udał smutnego.
 - Wybacz. Nie pomyślałam o tym.
 - Wybaczam. Tobie nie da się nie wybaczyć.
 - Wydajesz się być zestresowany. Czy coś się dzieje?
 - Niewiele. Nie martw się tym. Poradzę sobie. Jak zawsze.
 - Jeśli by coś się złego działo.... dzwoń, pisz, a nawet przyjedź.
 - Jasne. Bez ciebie tu nudno. Do zobaczenia, Ros.
 - Do zobaczenia, Derek - rozłączyła się.
 Nie wiedzieć czemu po jej policzku pociekła łza. Szybko ją starła i wysłała sms-a tacie, że wróci sama do posiadłości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Od komentowania jeszcze nikt nie umarł ;)